UWAGA !!!


Szukajcie mnie pod pseudonimem - Claudia Alyssa Steward !
Chomikuj: whisper.of.soul !
zmiany _ zmiany _ zmiany _ zmiany !!!

wtorek, 19 lipca 2011

Szept duszy - Rozdział 3

Nie wiedząc co ciekawego mogę ze sobą zrobić, położyłam się spać. Bo co innego pomogłoby mi nie myśleć bez przerwy o tym samym. Nie musiałam długo się męczyć, bo zasnęłam od razu. Nie trudno domyślić się kto mi się śnił.
Elegancka czarna koszula powiewała lekko pod wpływem wiatru, a podarte jeansy nadały jej luźniejszego, acz nie mniej zachwycającego stylu. Ciemne blond włosy lekko sterczały. Wyglądały tak naturalnie, a zarazem jakby dopiero wyszedł od fryzjera. Uśmiechał się do mnie. Znowu wszystko poza nami zniknęło. Mimo wiatru czułam bijące od niego ciepło i delikatny zapach perfum. Idealny. To pierwsze słowo przyszło mi na myśl. Podszedł do mnie wolnym krokiem. Za wolnym. Chciałam czuć go tu i teraz. Natychmiast.
Jego ręka powędrowała w stronę mojej. Palce przytknęły do moich tak lekko, jakbym dotykała lekkiego puchu. Wkrótce nasze dłonie stały się jednością. My staliśmy się jednością.
Zamknęłam oczy i cieszyłam się chwilą. Wdychałam powietrze, jakby miało to zatrzymać ją na dłużej, albo jakbym odbierała pustą przestrzeń między nami. Chcąc być jeszcze bliżej. Z niedowierzaniem dotykałam jego szczupłych palców, ciesząc się każdym odwzajemnionych dotykiem. Ścisnęłam je mocno i postanowiłam nigdy już ich nie wypuścić. Musiałam ujrzeć jego twarz, zobaczyć co czuje. Otworzyłam oczy.
Pościel była zimna, nogi mi się trzęsły, a ja miałam zaciśnięte pięści. Jeszcze sekundę temu trzymałam go za rękę. Gładziłam gładką skórę.
Rozdrażniona wstałam z łóżka i wzięłam do ręki telefon. Przypomniałam sobie zasadniczą rzecz. Wymieniliśmy się numerami telefonów.
Nie, nie mogłam teraz do niego zadzwonić. Pomijając, że mogłabym wyjść na narzucającą się dziewczynę, która nie daje mu spokoju, to przecież gdyby chciał ze mną rozmawiać, sam by zadzwonił. W zasadzie o czym mielibyśmy rozmawiać. Zaśmiałam się w duchu. Ja milczałabym tylko, ciesząc się miłym dźwiękiem jego głosu. Mogłabym nagrać tą rozmowę, a raczej jego monolog na dyktafon i puszczać go w smutnych chwilach. Albo nie, w każdej chwili. Ustawić, by głos ciągle się powtarzał. I tak w nieskończoność...
Przewracałam w kółko aparat w dłoniach, kilka razy przez przypadek zsuwając mu obudowę. Z pewnością ponad sto razy wciskałam zieloną, a zaraz potem czerwoną słuchawkę do wiadomego kontaktu. Znowu rzuciłam się na łóżko i nie wypuszczając telefon z rąk, zasnęłam.

sobota, 9 lipca 2011

Szept duszy - Rozdział 2

Jak to zwykle mają najwięksi szczęściarze, skasował mi się cały drugi rozdział, który był długości papieru toaletowego i był najpiękniejszym tekstem, jaki w życiu napisałam. I mówię szczerze. Drugi raz za Chiny nie uda mi się napisać podobnego. Bo nawet nie pamiętam co i jakimi słowami to wszystko napisałam. Szlag mnie zaraz trafi, w tej chwili mało co widzę przez łzy i co chwilę wydobywa się z mojego gardła przerażający i bardzo głośny jęk, powiedziałabym nawet ryk rozpaczy. Mam tylko nadzieje, że śpiąca siostra się nie budzi, a rodzice nie zlecą się na raz dwa trzy w moim pokoju. Mam ochotę wyrwać sobie wszystkie włosy z głowy, a najlepiej jeszcze z nóg. Wliczając kolana. Serce bije mi jak jakiś bęben. No, cóż nie codziennie pisze się z t a k ą weną rozdziały długości ponad 200 linijek. Chyba skończę z pisaniem od razu na blogu. Lepiej będę pisać na wordzie i dopiero przesyłać na bloga. A oto część tekstu jaki udało mi się napisać, mając przed oczami wyłącznie rozmazany obraz monitora. Więc może to być nieskładne, wybaczcie. ciao.
edit: Dobra, skończyłam w końcu ten nieszczęsny rozdział ;-)
Pamiętna noc.

To było jak kropla w morzu. Jak jedna, krótka fantastyczna chwila w moim czysto realnym życiu. Nie mogłam pozbierać myśli. Teraz byłam tylko ciekawa o czym o n myślał. Czy czuł te wszystkie szumy w głowie, dreszcze na ciele. Czy on czuł to samo co ja...
Dokuczliwy głos rozsądku jednak mnie nie opuścił. W głowie pozostały pytania "Co ja robię?", "Do czego to wszystko prowadzi?". Może to wcale nie było takie wspaniałe. Może to wszystko sobie wymyśliłam. A ja, głupia, wpatrywałam się w niego jak w najpiękniejsze dzieło słynnego malarza. Jak na coś, co przytrafia się tylko prawdziwym szczęściarzom. Czułam teraz, że to był dar od losu. Zobaczyć go. Pewnie zniechęcił się moim natarczywym spojrzeniem. Ale przecież, gdyby nie czuł tego samego, nie robiłby tego... wszystkiego. Nie działałby tak na mnie. W tej chwili biłam się z myślami. Nic nie składało się w realną całość. Sposób, w jaki na mnie patrzył, nieustannie pojawiał się w mojej głowie.
Co prawda,jestem romantyczką. Coraz mniej jest takich ludzi w dzisiejszym świecie. Niestety niektórzy mylą pewne pojęcia i przez strach związany z konsekwencjami bycia niezrozumianym przez innych ludzi, odrzucają od siebie tę najprawdziwszą prawdę. Romantyczny człowiek to taki, który zamiast potrzeby odczuwania wyłącznie dobrej zabawy, czy zwykłego "chodzenia na pokaz", potrzebuje wzajemnej opieki, stabilności, czystej i niezobowiązującej miłości. Nie tylko chodzi tu o te ciche spojrzenia, jakie widzi się w filmach, zakazaną miłość, grzech w postaci bycia szczęśliwym, kiedy to potykamy się o drażniącą rzeczywistość. Gdy w pogoni za uczuciem, całkowicie oddajemy się miłości, nie zważając na wszelkie zasady i normy. To jest piękne. Jak mimo wszelkich przeciwności losu, potrafimy, ba, jesteśmy zmuszeni przez serce gonić. Gonić za silnym pragnieniem. To jest piękne - kłótnie o to, kto kogo kocha bardziej i kto jest szczęśliwszy. I kiedy nie przynoszą one skutku. Bo dla każdego ważne jest, by druga połówka pożądała nas równie mocno i jeszcze bardziej niż my. Dla nas, romantyków, ważne jest po prostu być. Być z drugą osobą, bez względu na wszystko, na dobre i na złe. Wtedy, gdy jest nam naprawdę potrzebna, jak i wtedy, gdy ona potrzebuje nas. Bo cóż to za miłość nie opierająca się na wzajemności. Prawdziwa, to taka, kiedy jesteśmy z bliskim na zawsze. I kiedy potrafimy wybaczyć mu najgorszy wybryk, jeśli go żałuje. Gdy uczucie jest silne, nic nie może go zniszczyć, bo targa ono dwoma sercami i nie pozwala ich rozłączyć. Prawdziwa miłość może sprawić, że będziemy gotowi umrzeć w imię ukochanej osoby. A wszystko dlatego, że uczucia tego nie rozłączy nawet śmierć. Bo rozdzieli tylko ciała, a dusze nadal będą razem. Będą fruwać tam, w niebie, szczęśliwe jak nigdy dotąd, w czasie gdy łzy będą spływać z ciał pozbawionych siebie. Żywe, czy martwe, obie będą cierpieć, ale wkrótce zostaną wynagrodzone.
Siedziałam w kuchni na progu krzesła, obracając w dłoniach zakrętkę od Coca-coli. Niechętnie zerknęła na zegarek. Jedenasta. Myśli w głowie ciągle narastało. Roiło się tam już od wypowiedzianych wczoraj przez Dawida słów, wszystkich zdarzeń. Jeszcze raz zapragnęłam wrócić myślami do wczorajszego dnia.
Kiedy całe towarzystwo zajęte było puszczaniem petard, m y staliśmy nieruchomo, co prawda daleko od siebie, ale się widzieliśmy. Starałam się przybrać jak najbardziej realistyczną minę, mającą ukazywać zainteresowanie. Petardami, rzecz jasna. Ale to nie było łatwe, kiedy czułam na sobie jego wzrok. Chciałam, ale bałam się na niego spojrzeć, chcąc nie wyjść na zbyt nachalną. Już i tak tyle błędów narobiłam... Przynajmniej tak mi się wydawało. Ale raz na jakiś czas musiałam dać się ponieść pragnieniu i na niego spojrzeć. Patrzenie na niego, od tamtej chwili, było dla mnie tlenem. Bez tlenu nie potrafimy żyć. Ja nie potrafiłam żyć, bez jego widoku.
Kiedy i dla reszty puszczanie fajerwerków zrobiło się nudne, rozeszliśmy się wszyscy po okolicy. Kiedy od razu do mnie podszedł, znowu poczułam to dziwne uczucie, które mi się podobało. Chciałabym czuć je ciągle. Chciałabym widzieć go cały czas. Bałam się, że o coś zapyta, ale na szczęście szliśmy w milczeniu. Dopiero po kilku minutach się odezwał.
Nie pamiętam dokładnie tej rozmowy, mimo że była dla mnie ogromnym przeżyciem. Może dlatego, że kolejne wydarzenia po prostu ją przyćmiły. Nic w tym dziwnego.
Rozmowa toczyła się o szkole, rodzinie. Podstawowe gadki, jakie chłopak wykorzystuje, kiedy chce zacząć rozmowę, ale nie wie jak to zrobić.
Kiedy oddaliliśmy się od grupy tak, że nie byli już w stanie nas zobaczyć, Dawid zaprowadził mnie w swoje ulubione miejsce. Coś w postaci parku dla dwojga. Może to głupie, ale czułam pewnego rodzaju zaszczyt. Bo być z t a k i m chłopakiem w parku dla dwojga... To marzenie każdej dziewczyny. Dalej było tylko lepiej.
Założyliśmy się, że wejdę na murek i przejdę całą jego długość, nie upadając przy tym. On oczywiście obstawiał, że mi się nie uda. Widziałam, że w duchu we mnie wierzy. Ale w oczach miał jakiś plan.
Powoli i ostrożnie wdrapałam się na dość wysoki mur. Lekko się potknęłam, ale Dawid mi to wybaczył. Kiedy byłam już na górze, nogi zaczęły mi się trząść. Sama nie wiem dlaczego, bo nie była to bardzo duża wysokość. Postanowiłam nie patrzeć w dół i wierzyć, że mi się uda. W duchu liczyłam, że może czeka mnie za to jakaś nagroda. I to dodało mi odwagi. Niestety nie na moją korzyść. Nogą zahaczyłam o kamień wystający z grubej powierzchni. Poleciałabym na ziemie... gdyby mnie nie podtrzymał. Złapał moje obie ręce, poczekał, aż zatrzymam równowagę i puścił tylko jedną. Chwile patrzyliśmy na nasze ręce, po czym postanowiłam iść dalej. Nie opuszczała mnie ciekawość, co będzie, kiedy dojdę do końca. Po kilku metrach zatrzymałam się, żeby nabrać trochę oddechu. I ujrzałam, jak Dawid wdrapuje się na murek, nadal trzymając moją rękę. Zaraz potem stał już obok mnie. Nasze oczy spotkały się, a my wybuchliśmy śmiechem. Nie wiem dlaczego i po co. W swoim towarzystwie byliśmy po prostu szczęśliwi. Nie zamierzaliśmy patrzeć wokół siebie, by przypadkiem nie zobaczyć zainteresowanych zbiegiem akcji gapiów. Śmiech zrobił swoje, a ja znowu straciłam równowagę i upadłabym, gdyby mnie nie trzymał. Moja lewa noga zwisała nad ziemią, a druga była skulona, ale leżała nadal na murku. Chłopak mruknął coś pod nosem, znowu zaśmiał się, a kiedy się opanował, podciągnął mnie na swoją wysokość. Teraz nasze twarze znajdowały się na przeciwko siebie. Kiedy już przestaliśmy się śmiać, postanowiłam coś powiedzieć.
- Wiesz... - wiedziałam, co chciałam mu powiedzieć, ale żadne słowa nie sklejały mi się na tyle, bym mogła ukazać mu je w takiej postaci. - ja... chyba...
Nie zdołałam powiedzieć nic więcej, bo jego twarz, delikatnie zbliżyła się do mojej, a nasze wargi spotkały się.
A potem, pamiętam tylko te dreszcze na ciele, ciepło, jakie rozgrzewało moje ręce...
Nie wiem, ile to trwało. Może kilka minut, może godzin. Świat zniknął na tą chwilę. Zostaliśmy tylko my dwoje. I murek, na którym staliśmy.
Nagle, świat przewrócił się do góry nogami, ja poczułam, że lecę, nie sama, bo razem z Dawidem. To, trochę mnie uspokoiło. Okazało się, że tym razem nie tylko ja straciłam równowagę, a my spadliśmy z murku na twardą ziemię. Leżeliśmy teraz obok siebie, a nasze dłonie tylko lekko się stykały. Znowu wybuchliśmy śmiechem, przerywanym przez jęki z bólu. Ale ból był nie ważny. Po tym wszystkim, tylko jedno było ważne. Pocałował mnie.
Rzuciłam przed siebie trzymaną zakrętkę i złapałam się za głowę. "Boże, przecież mnie pocałował, musi coś do mnie czuć", pomyślałam. Wstałam z krzesła i kopnęłam jego nogę. Podeszłam do lodówki, wyciągnęłam wczoraj kupioną pizzę i podgrzałam ją w mikrofalówce. Rodzice jeszcze spali, a w domu panowała okropna cisza.

Zmykam na tydzień. Zamierzam nie myśleć dniami i nocami o Others. Zabieram z tego dni, a w nocy będę myśleć ;) muszę. pozdrawiam;*

piątek, 1 lipca 2011

Szept duszy. Rozdział 1

Rozdział 1 nowego opowiadania. Jest ono z życia wzięte, opisywane na faktach. Nie z mojego życia, ale z bliskiej mi osoby. Polecam przeczytać chociaż ten pierwszy rozdział. Dedykowane jednej z czytelniczek, bo jest to historia z jej życia. Z góry dziękuję za komentarze ;)Aha, opowiadanie "Szklane drzwi" na dzień dzisiejszy przerwane, ale będzie kończone.

Rozdział 1
Pierwszy taniec

Poznaliśmy się na sylwestrze u koleżanki. Parę osób tańczyło w rytm muzyki brzmiącej z magnetofonu, inni zawzięcie dyskutowali. Trochę dziwnie czułam się na tym przyjęciu, bo ze wszystkich kilkunastu, a może kilkudziesięciu osób znałam tylko Angelikę. Przez okno widać było kolorowe fajerwerki, które na przemian ukazywały się to wyżej, to niżej. Rozejrzałam się w koło, już któryś z kolei raz, chcąc nie wyglądać na skrępowaną. Obejrzałam się za siebie, a potem znowu zawiesiłam głowę i podtrzymałam ją ręką. Moim oczom ukazało się błękitne morze. Szum przebiegał przez moje uszy, czułam lekki powiew wiatru i kołyszące się gałęzie zeschłych drzew. Niebo stało się turkusowe, a słońce zniknęło. Wszystko nagle rozlało się w dwie plamy, tęczówki chłopaka, który właśnie przede mną siedział. Mrugnęłam kilka razy i odchrząknęłam.
- Co tam? – zapytał. Jego głos był taki…
- Em… nic, fajnie… - trochę się zawstydziłam, miałam tylko nadzieję, że nie widział wtedy mojego spojrzenia. I, że nie trwało ono tak długo, jak myślałam.
- Jestem Dawid, a ty?
- Ola…
- Jak się bawisz?- zapytał i tutaj język utknął mi w gardle. Nie wiedziałam czy mam być szczera, czy powiedzieć, że jest wspaniale.
- Jest świetnie – uśmiechnęłam się, by nadać tym słowom chociaż tło szczerości.
- Chociaż ty. Trochę mi się nudzi, myślałam, że tobie też.
- Mi też – sama nie wiedziałam co mówię. Język plątał mi się we wszystkie możliwe strony, a kolana trzęsły mi się jak oszalałe. – To znaczy… wcale nie jest tak super – znowu się uśmiechnęłam, a on wybuchł śmiechem. A potem razem się śmialiśmy.
- Zatańczymy? – z jednej strony dobrze, że zmienił temat, z drugiej – dlaczego akurat na taki? W tym momencie, kiedy całe ciało trzęsło mi się nieopanowanie.
- Pewnie. – Złapał mnie za rękę, co dodało mi trochę pewności siebie i zaprosił na środek dużego pokoju Angeliki.
Pech chciał… albo szczęście, że leciała wolna muzyka. A może specjalnie to wszystko przygotował. Nie wiem, teraz widziałam tylko błękitne oczy, które wpatrywały się we mnie delikatnym spojrzeniem. Coś, jak podmuch świeżego powietrza. Nie, to nie mogło być świeże powietrze, bo przez chwilę nie mogłam oddychać. Spuściłam wzrok, by się opanować.
- Co jest? – zapytał cicho.
- Nic, tylko… Po prostu masz ładne…
- Ej, to ja powinienem pierwszy powiedzieć ci komplement – roześmiał się. – Właściwie miałem to zrobić, ale ty zaczęłaś… Pięknie wyglądasz – jemu też widocznie plątał się język, bo słowa nie za bardzo mu się sklejały.
- Dzięki – znowu spuściłam wzrok, ale zaraz znowu popatrzyłam na niego i wgłębiłam się w ten cudowny błękit.
Nawet nie zauważyłam kiedy minęło te kilka piosenek, w rytm których tańczyliśmy. Wstyd mi było trochę za siebie, że tak się na niego gapiłam i nie dałam mu zatańczyć z inną. Ale widocznie mu to nie przeszkadzało. Z zamyślenia wyrwało mnie odliczanie. Wszyscy, oprócz nas zaczęli głośno wykrzykiwać kolejne liczby od 10 do 1, a my patrzyliśmy na nich tak, jakbyśmy w duchu śmiali się z ich głupiego, do niczego nie prowadzącego zajęcia. Nagle w oknach pojawiło się kilka na raz petard i fajerwerków. Wszyscy głośno krzyczeli, a słychać ich było pewnie na kilkaset metrów od domu koleżanki.
Zmuszeni byliśmy wyjść na dwór oglądać i, rzecz jasna, wystrzeliwać własne petardy. W głowie ciągle miałam mętlik, a od emocji bolała mnie głowa. Nie wiem dlaczego, podobało mi się to uczucie.