UWAGA !!!


Szukajcie mnie pod pseudonimem - Claudia Alyssa Steward !
Chomikuj: whisper.of.soul !
zmiany _ zmiany _ zmiany _ zmiany !!!

sobota, 16 kwietnia 2011

Coś o życiu



Byłam wpatrzona w jego ciemnobrązowe oczy, wypełnione wściekłością. Tliły się w nich iskry jasnego ognia, migające coraz szybciej. Widziałam w nich rządzę okrutnej zabawy, z pewnością mało przyjemnej dla mnie. Widziałam okrutną chęć zrobienia mi najgorszej rzeczy, jaką mogłabym przeżyć. Pamiętam, jak mocno chwycił moje ramiona, a jego palce przytknęły do nich z wielką siłą. Zaczęłam wyrywać się spod nich, wkładając w to najwięcej wysiłku, ile mogłam - na marne. Chłopak złapał moje ręce i wykręcił je w taki sposób, żebym nie mogła się ruszyć. Drżałam nie tylko ze strachu. Na dworze było okropnie zimno, a ja miałam na sobie bluzkę z krótkim rękawem, nakrytą cienką kurtką. Poczułam jak ktoś z tyłu przyciska swoje ręce do mojego brzucha, a chłopak, który trzymał mnie za ramiona kiwa do niego głową. Ostatnie, co było mi dane wtedy zapamiętać to, jak tajemniczy "ktoś" bez zapowiedzi gwałtownie bierze mnie na ręce i wbija mi igłę w rękę. Poczułam się słabo. Mocno zakręciło mi się w głowie. To sprawiło, że przed oczami nie miałam już nic. Ciemność.
Kiedy się obudziłam, pierwszy obiekt, jaki zobaczyłam, to czarna szafa stojąca w progu pokoju. Pokój. Nie miałam pojęcia, gdzie się znajduję. I czy wszystko dobrze z moją świadomością, czy może śnię i nie zdaję sobie z tego sprawy. A może kompletnie straciłam pamięć i rozum, dlatego nie wiem, że to pomieszczenie to dom, w którym mieszkam od kilku lat. Jeszcze raz zamknęłam oczy i zaraz je otworzyłam. Wszystko zobaczyłam od nowa. Czarna szafa, pokój, w którym się znajduje. Spróbowałam wstać. Kończyny odmawiały posłuszeństwa. Czułam się jak po długiej nocy. Jakbym spała w jednej pozycji co najmniej kilkanaście godzin. W końcu udało mi się poruszyć głową. Od razu pożałowałam, że to zrobiłam. Opamiętałam się. To wszystko wcale mi się nie śniło. Ta szafa naprawdę tam stała. A to pomieszczenie to nie był mój dom. Wszystko to wytłumaczyły wpatrzone we mnie z wściekłością ciemnobrązowe oczy.
Nie odważyłam się nawet krzyknąć, bojąc się jak zareaguje. Byłam tylko ciekawa co tak naprawdę wstrzyknęli mi w rękę, że od razu zemdlałam. Moje serce biło coraz szybciej, czekając na zadanie bólu. Wiedziałam już, że nie wyjdę z tego cało. Pozostawała tylko nadzieja, że albo w jakiś sposób sama się uratuję z jego szponów, albo ktoś niespodziewanie wpadnie do domu i zadzwoni na policję. Jednak nie byłam pewna, czyj jest ten dom. A może był to hotel? Pozostawało mi tylko mieć nadzieje.
Było strasznie zimno. Przynajmniej tak mi się wydawało, ale nieznajomy siedział na przeciwko mnie w bluzce z krótkim rękawkiem. Chciałam, by zrobił, to co chciał zrobić jak najszybciej. Żeby to się skończyło. Żeby było po wszystkim.
- Czego chcesz? - Zapytałam drżącym głosem. Zaśmiał się tylko i przybliżył swoją twarz do mojej. Serce ze strachu dudniło mi jeszcze szybciej. Znowu wybuchł śmiechem, tym razem tusz przed moją twarzą. Teraz czułam już jak jego oddech pachnie alkoholem. Duszący zapach przyprawił mnie o słabość. Moja głowa opadła natychmiast na kanapę, na której leżałam, a w szyi poczułam ulgę. Położył swoje ręce na moich nogach i próbował zsunąć je z kanapy. Na znak protestu spróbowałam z całej siły uderzyć go machając nogami. Udało mi się. Właściciel przerażających ciemnobrązowych oczu dotknął bolącego policzka i znowu popatrzył na mnie tym wściekłym spojrzeniem. Zaczął ciągnąć rękaw mojej bluzki, najprawdopodobniej chcąc zerwać ją z mojego ciała. Dopiero zauważyłam, jak bardzo był pijany. Zebrałam resztki sił i niespodziewanie zerwałam się z miejsca i pobiegłam w stronę drzwi. Zdezorientowany mężczyzna przez chwilę jeszcze patrzył na miejsce, na którym przed chwilą leżałam, a potem ruszył w moim kierunku. Siłowałam się z klamką jak głupia. Drzwi były zamknięte na klucz. Nie wiedząc co mam zrobić, gwałtownie uderzyłam nogą w drzwi. Jednak nie poruszyły się nawet trochę. Ponownie spróbowałam, tym razem wkładając w to więcej siły. Drzwi stały nieruchomo, jakbym nic z nimi nie robiła. Kątem oka zauważyłam wieszak na ubrania. Duży klucz powieszony był na jednym z drewnianych rurek. Modliłam się w duchu, by okazał się właściwym. Popatrzyłam w tył, zaniepokojona, że nikt mnie nie powstrzymuje. Okazało się, że stoi za mną. Krzyknęłam najgłośniej jak mogłam, by ktoś mnie usłyszał, ale najprawdopodobniej nikogo nie było w pobliżu. Nie patrząc już za siebie szybko zdjęłam klucz z wieszaka i próbowałam włożyć go do zamka. Już wiedziałam, dlaczego mężczyzna nic nie robił. Miałam pecha, klucz nie pasował. Bezsilnie rozejrzałam się wokół siebie szukając ostatniej deski ratunku. Ze łzami w oczach zauważyłam kilkanaście pustych butelek po piwie. Zerwałam się z miejsca szybko i wzięłam do ręki jedną z nich. Mężczyzna trząsł się ze śmiechu. Nigdy jeszcze nie widziałam nikogo w takim stanie. Przyszła mi do głowy pewna myśl. Bardzo niebezpieczna, nawet śmiertelnie, ale tkwiła w niej jakaś iskra nadziei. Okno było otwarte na oścież. Mogłabym... Było ogromne zagrożenie życia. Gdybym wyskoczyła, mogłabym skończyć w szpitalu. Gdybym tu została, mogłabym skończyć tutaj. Odganiałam od siebie drugą opcję. Musiałam to zrobić. Coś w środku, mówiło mi jakie są możliwości. Zostać tutaj, był pobita, zgwałcona, nie wiadomo co po głowie chodziło pijanemu mężczyźnie. Druga możliwość, to wyskoczenie przez okno, nie wiedząc, na którym znajduję się piętrze. Mając nadzieję, że mało kończyn sobie uszkodzę. Podbiegłam do gigantycznego okna i popatrzyłam w dół. Chyba drugie piętro. Kompletnie nie orientowałam się ile metrów jest stąd, do ziemi. Zrobiłam szybko znak krzyża i bez zastanowienia rzuciłam się z okna.
Niby trwało to tylko kilka sekund, ale dla mnie zdawało się trwać wieczność. Strach powiązany z wolnością. Z uczuciem pełnej swobody ale i dumy. Nie każdy odważyłby się posunąć tak niebezpieczną drogą. Nie myślałam, żeby nie patrzeć w dół, czy zamknąć oczy. Miałam tylko nadzieję. W pewnej części spadanie sprawiło mi nieokreśloną radość. Chociaż wiązało się to z konsekwencjami, strachem czułam, że jakaś cząstka mnie była zadowolona, a nawet szczęśliwa. Czułam, że lecę i robię to nie wiedząc co będzie dalej. Nie wiedząc, czy w ogóle przeżyję. Spadałam z kompletną niewiedzą. Czułam, że teraz tylko szczęście może mnie uratować, a tylko pech może mnie zabić. To było najpiękniejsze. Wiedziałam, że zaraz, po tym upadku mogłabym skończyć ze swoim życiem. Że tu mógłby zacząć się koniec. Czy kiedy spadnę, umrę od razu, bez zbędnego bólu, wyrzutów sumienia, męki? Czy może będę krzyczeć z bólu? Nikt mnie nie usłyszy, nie uratuje. A ja będę tracić swoje siły na bezsilnym, nikomu nie potrzebnym krzyku, zamiast kumulować je w środku siebie, czekając na poranek. Kiedy ludzi obudzi mój pisk, a wtedy dla świętego spokoju wstaną z łóżek, przyjdą do mnie i mi pomogą. Tyle myśli krążyło po mojej głowie w ciągu kilku sekund spadania. Aż w końcu przyszła oczekiwana chwila. Spadłam. Znalazłam się na ziemi. Zemdlałam.
Kiedy otworzyłam zmęczone oczy opuchniętymi powiekami zobaczyłam intensywnie zieloną paproć wiszącą na ścianie. Czułam niebezpieczeństwo. Czułam, że na pewno nie znajduję się w domu, a tym bardziej nie na chodniku, na który prawdopodobnie spadłam. Odwróciłam głowę. Zabolało potwornie tak, że zamknęłam oczy z bólu. Po chwili spróbowałam ponownie, tym razem powoli i bardzo delikatnie. Drewniany wieszak, puste krzesło, mały czarny telewizor, stojący na dużej skrzynce. Udało mi się przeczytać "włóż monetę". Pod napisem znajdował się cennik. Teraz wszystko układało mi się w całość. Każdą rzecz oddzielnie dodawałam do drugiej, aż powstał mi jeden, trafny obraz. Szpital. Starałam sobie przypomnieć chwile, zanim zrobiło mi się ciemno przed oczami. Ten mężczyzna... Aż ciarki przeczyły moje ciało. A potem... próbowałam uciec. Zobaczyłam gigantyczne, zachęcająco otwarte okno. Wszystko już pamiętałam. Tylko jak się tu znalazłam. Tego tylko nie wiedziałam. Usłyszałam kroki. Chyba zbliżały się do "mojego" pokoju. Zapominając o bólu szarpnęłam gwałtownie głową w stronę drzwi i zaraz znowu go poczułam. W drzwiach staną obcy mi mężczyzna. Byłam jednak pewna, że nie było to ten mężczyzna, który wczoraj w nocy chciał mi zrobić nie wiadomo co.
- Hej. - Powiedział nieśmiało. Miał około osiemnastu lat, tak jak ja, ciemnobrązowe włosy i jasne oczy. Ideał, pomyślałam. Ale zaraz opamiętałam się i powróciłam do świata żywych. O czym ja myślę?
- Hej... - Powiedziałam, chociaż przecież go nie znałam. No, ale co miałam powiedzieć. Jeszcze chwile patrzyłam na niego nieodgadnionym wzrokiem, aż w końcu na mojej twarzy pojawiło się pytanie "kim jesteś?". Zauważył to.
- A, tak, zapomniałem. Jestem Tomek. - Wyciągnął dłoń, ale zaraz ją cofną z wiadomych powodów i uśmiechnął się głupio.
- Jestem Julka. - Nadal oczekiwałam wyjaśnień.
- To ja zabrałem cię wczoraj z miejsca, w którym próbowałaś...
- Nie, nie... to nie tak, ja nie próbowałam się zabić. - Uśmiechnęłam się.
- Nie musisz się przyznawać. Rozumiem cię, też miałem kiedyś takie chwile, naprawdę. Kiedy czułem się bezsilny, nielubiany, niepotrzebny. Wszystko rozumiem, nie musisz nawet nic mówić.
- Ale...
- Posłuchaj mnie, mogę ci coś powiedzieć. Moją historię. Chcesz posłuchać? - Zapytał. Chciałam coś powiedzieć, na temat mojego skoku, ale bezsilnie wzruszyłam ramionami i kiwnęłam głową.
- Kiedyś, po tym jak rzuciła mnie dziewczyna... którą bardzo kochałem, totalnie się załamałem. - Już wiedziałam o czym będzie mówił, ale nie miałam serca mu przerwać. - Kompletnie. Nie mogłem przestać o niej myśleć. O tym, jak spędzaliśmy ze sobą czas, jak śmialiśmy się razem, pocieszaliśmy się, kiedy była taka potrzeba. Najbardziej męczył mnie jeden obraz. Kiedy powiedziała mi, że nie możemy być już razem. Że musi odejść. Proste, każdy by pomyślał, że chodzi jej o to, że odchodzi ode mnie. Ale słowo "odchodzi" ma wiele znaczeń... - Coś w sercu mnie zabolało, chyba współczucie. Znowu przeczuwałam co chce powiedzieć, choć z początku myślałam, o czymś innym. - Dwa dni nie odzywała się, nie pojawiała się w szkole, nie dzwoniła, nie pisała. A ja czułem, że jest coś nie tak. To nie była jakaś dziewczyna, która tak po prostu, miała chłopaka przez parę dni dla zabawy, a potem go rzucała. Dlatego zdziwiło mnie to, że nigdzie jej nie było. Mogła przecież się ze mną przyjaźnić, czy coś. Po tych dwóch dniach nie wytrzymałem i poszedłem do jej domu. Zastałem jej płaczącą matkę ze zdjęciem córki w ręku. Kiedy usłyszałem tą wiadomość... - Chłopak przerwał na chwilę, co dało okropny moment ciekawości. - Magda popełniła samobójstwo. A wiesz dlaczego? - Zwrócił się do mnie. - Nie wiem - mówił dalej. - Nie wiem. Nie wiem ja, nie wie jej matka, nikt tego nie wie. Jak już mówiłem, nie mogłem się z tym pogodzić. Tak bardzo pragnąłem być blisko niej. Była dla mnie najważniejsza. Równie ważna jak rodzina, naprawdę. Chciałem ją zobaczyć. Chociaż ostatni raz. Oddałbym za to wszystko. Dokładnie, wszystko. Nawet...
- Swoje życie? - Przerwałam mu, zadając to pytanie.
- Tak.
- Ale... nadal żyjesz. - Rozmawiałam z nim jakbyśmy znali się od dziecka. Czułam jakąś więź między nami. Też kiedyś czułam się bezsilna, chciałam uciec od tego świata. Ale postanowiłam przetrwać te gorsze chwile, w nadziei, że spotkają mnie jeszcze te radosne.
- Żyję. Wiesz, na początku pomyślałam, że Magda była niezwykle odważna. Bo przecież nie każdy zrobiłby taką rzecz. Nie każdy odważyłby się posunąć tak daleko. Żeby skończyć ze swoim życiem. Nie znałem powodu, ale wiedziałem, że nawet ten najgorszy powód, nie każdego tak by dotknął, by człowiek mógł odebrać sobie życie. Ale coś sobie uświadomiłem. Że to właśnie nie świadczy o odwadze. Wręcz przeciwnie. - Patrzył mi prosto w oczy. - To świadczy o słabości człowieka. O jego bezsilności. O jego strachu przed życiem, które tak często robi nam przykrości. To świadczy o tym, że człowiek się poddaje. Nie próbuje iść dalej. Nie ma siły przezwyciężyć swoich słabości, czy bólu, jaki sprawia mu życie. Nie ma siły nawet próbować tego zrobić. Więc gdzie tu odwaga? Przecież dopiero myślałem, że samobójcy to ludzie nie bojący się niczego. Nawet śmierci. Okazuje się, że to zwykli tchórze, nie potrafiący poradzić sobie z życiem. Że nie mają tego, co posiadają inni. Wiary. Nadziei na lepsze jutro. - Moje oczy wypełniły się łzami. Nie wiedział, dlaczego rzuciłam się z okna. Myślał, że próbowałam się zabić. Ale nie powiedziałam nic. Nie potrafiłam wykrztusić teraz z siebie nawet słowa. Kiedy tego słuchałam, uświadomiłam sobie tak wiele. Że życie to dar, który dostaliśmy od Boga. Przeżycie go, to przepustka do lepszego świata. Być może jest drugie życie. Tylko czy na pewno pojawia się po każdym? Być może chodzi o to, że takie życie istnieje, kiedy przetrwa się pierwsze. Może to taki sprawdzian dla nas. Ktoś, tam na górze, obserwuje nas i widzi, czy dajemy sobie radę, czy mimo przykrych rzeczy, które los "rzuca" nam pod nogi, nie poddajemy się i wierzymy, że będzie lepiej. A samobójcy, tak przecież zgrywający odważnych nie poradzili sobie z życiem, nie zasługują więc na drugie. Ale przecież nie wiem i zapewne nie dowiem się aż do swojej śmierci, czy istnieje jakiś świat, poza tym, w którym teraz żyję, czy trafiają tam tylko wybrani ludzie, czy wszyscy, czy są tam moi przodkowie. To co wiem, jest tylko maleńką cząstką. To coś takiego, jak wiedza małego dziecka w porównaniu z wiedzą dorosłego człowieka. Moja wiedza to tylko minimalna cząstka wiedzy stwórcy wszechświata, a ja to tylko minimalna cząstka tego wszystkiego. Nie wiem nic. Jestem nikim. A życie to sprawdzian, jaki stworzył dla mnie Bóg.